No.12 - Secret of Evermore (SNES, 1995)

    Co może powstać z połączenia odrobiny amerykańskiej ironii, klimatu filmu s-f klasy B oraz klasycznego jRPG produkcji zachodniego oddziału Square? Z pewnością coś niekonwencjonalnego. A w przypadku Secret of Evermore - pod niektórymi względami - czegoś w historii gier właściwie niepowtarzalnego.

    Historia SoE zaczyna się dosyć niewinnie. Wykorzystując sprawdzoną mechanikę silnika Secret of Mana (walki w czasie rzeczywistym, menu itp.) producenci skupili się głownie na pozostałych aspektach gry. Powstała doskonała ścieżka dźwiękowa (późniejszego autora muzyki m.in. w Neverwinter Nights czy dwóch ostatnich częściach The Elder Scrolls), charakterystyczna oprawa graficzna i podzielona na cztery okresy część fabularna. Ponad wszystko jednak, twórcom udało się coś jeszcze. Surowy, nieco niepokojący i niecukierkowy klimat świata przedstawionego, właściwie niezmienny skład drużyny i poczucie samotności - wszystko to wywołuje momentami wrażenie uczestnictwa nie w grze, a w interaktywnej powieści. I choć sensem zabawy zdaje się być coś innego, to SoE dzięki takiemu zabiegowi zyskuje coś niezastąpionego - niemal wymuszoną identyfikację z głównym bohaterem historii, tak często zagubioną wśród dziesiątek gier i setek napotykanych postaci.

    Secret of Evermore zbiera skrajne oceny i recenzje - ale z pewnością nie można odmówić mu jednego - jako jedyna w pełni amerykańska produkcja Square tego typu, jest wyjątkowa. I choć odgrzebanie jej po latach może okazać się doskonałym wyborem, to jak pokazuje rzeczywistość, jej odbiór zależy przede wszystkim od ludzkiego gustu.

    Gra wypadła z obiegu detalicznego lata temu - jednak jej kopie nietrudno znaleźć na stronach związanych klasyką gier i emulacją. Ponadto, pojedyncze egzemplarze oryginalnego wydania dostępne są wciąż na niejednym serwisie aukcyjnym.  

0 komentarze:

Prześlij komentarz