No.15 - Mad TV (Amiga, 1991)

    Istnieją takie konwencje, w których dobre tytuły można z łatwością policzyć na palcach jednej ręki. Jedną z takich formuł jest niewątpliwie symulacja zarządzania stacją telewizyjną, podgatunku, który przez długie lata zaczynał i kończył się na Mad TV.

Grywalność produkcji Rainbow Arts opiera się na dwóch filarach. Pierwszym z nich jest niewątpliwie humor, drugim - ekstrakcja, symulacja została bowiem uproszczona i koncentruje się na najistotniejszej części - przyjemnej odpowiedzialności za bezpośredni skład i dobór programu telewizyjnego, kontakty z reklamodawcami czy ew. nakręcanie własnych programów studyjnych. Brak głębszej otoczki, nieuchronnie upływający czas czy odpowiednie zestawienie zadań powodują, że gra toczy się szybko i wywołuje silny nacisk na część ekonomiczną rozgrywki. Wykorzystanie prawdziwych tytułów i popularnych nazwisk filmowych oraz mnóstwo nonsensowengo humoru w serwisach informacyjnych sprawiają zaś, że droga przez Mad TV jest odpowiednio gładka i przyjemna. Przynajmniej od czasu załapania zasad rządzących reklamą i rywalizacją z konkurentami, bowiem początkowo poziom trudności gry może wydawać się dosyć wysoki.

    Mimo upływu niemal dwudziestu (!)  lat, Mad TV zdaje się trzymać całkiem nieźle. Prócz oryginalnej wersji, którą z łatwością znaleźć można niemal na każdej stronie z klasyką gier, tytuł doczekał się także amatorskiej konwersji pod przeglądarkę internetową i kilku prób fanowskich remake'ów gry.

No.14 - Garou: Mark of the Wolves (Arcade, 1999)

    Czy obca kopia, podróbka nieudolnego konkurenta, może prześcignąć oryginał? W przypadku gier zdarza się to rzadko, ale nie nigdy. Czy zdarzyło się tak w przypadku Garou: Mark of the Wolves, dziewiątej (!) z kolei odsłony serii Fatal Fury? Przeglądając rozliczne opinie i oceny, można dojść do wniosku, że niemal z pewnością.

    O rywalizacji na rynku arcade'owych bijatyk na linii SNK-Capcom można by pisać bardzo długo . Nie jest też tajemnicą, że pierwszy z wydawców oskarżany był wielokrotnie (choć chyba nigdy formalnie) o marne kopiowanie pomysłów swego konkurenta. Capcom wielokrotnie wykorzystywał ten fakt do parodiowania nieczystych zagrań SNK, jednak w przypadku G:MotW, którego rozliczne składniki zostały w jasny sposób zaczerpnięte ze Street Fightera III, zarzutu o nieudolność postawić nie sposób. Tytuł jest ukoronowaniem serii niemal pod każdym względem - wyważona i płynna rozgrywka, doskonała oprawa graficzna, wręcz rewelacyjna muzyka - w każdym z tych elementów producent osiągnął szczyt swoich dokonań. Ponadto, mimo powiązań, autorom udało się wytworzyć własny, charakterystyczny, niezwykle barwny klimat i styl rozgrywki. I dlatego właśnie - ta niezwykła bijatyka jest nie tylko ciekawostką. Dla tych, którzy dotychczas nie mieli okazji zetknąć się z platformą NeoGeo, tytuł może być dobrym początkiem - wyznacznikiem, który zdecyduje, czy warto poświęcić dziesiątkom pozostałych tytułów więcej uwagi.

    Znalezienie automatu z Garou: Mark of the Wolves może okazać się dziś już zupełnie niewykonalne. Na szczęście przy okazji różnych wydań i reedycji tytuł stał się dostępny na całkiem sporą ilość platform sprzętowych. Tym samym, dotarcie do niego w ten lub inny sposób nie powinno sprawiać większych trudności.