No.13 - Plants vs. Zombies (PC, 2009)

    Wszyscy, dla których hasło tower defence brzmi znajomo, wiedzą chyba dobrze jak szybko ten oryginalny i niezwykle chwytliwy pomysł stał się ofiarą prawdziwej kalkomanii. Setki flashowych produkcji, dziesiątki pełnowymiarowych tytułów na PC i konsole, różnorodne konwencje, mniej lub bardziej pomysłowe rozwinięcia i zdawać by się mogło, że idea została kompletnie wyeksploatowana.

    Stwierdzeniu temu szczęśliwie przeczy klejnot ostatnich miesięcy - Plants vs. Zombies studia PopCap Games. Własną wizję strategii z elementami gry logicznej autorzy ubrali w groteskową oprawę konfliktu pomiędzy przydomowymi roślinkami a wszystkożernymi zombie. Doskonale funkcjonującą mechanikę głównego trybu rozgrywki uzupełniają dziesiątki pełnych czarnego humoru minigier i bonusów, często czerpiących i parodiujących pomysły z innych, popularnych produkcji. Całość funkcjonuje przy tym bez zgrzytów, a każdy element PvZ zdaje się stanowić fragment nierozrywalnej całości, bawiąc, strasząc i wywołując śmiech. Ocierając się niemal o gatunkowy ideał - Plants vs. Zombies jest dla mnie absolutną perełką tego roku, pozytywną bombą, która powinna zapewnić sporo rozrywki właściwie każdemu, bez względu na wiek czy utarte sympatie.

    Wersję PC tytułu znaleźć można przede wszystkim na oficjalnej stronie producenta. Prócz pełnego wydania gry w cenie €10, strategia dostępna jest także w wersji demonstracyjnej. Premiery na konsole Xbox 360 i Nintendo DS zostały dopiero zapowiedziane.

No.12 - Secret of Evermore (SNES, 1995)

    Co może powstać z połączenia odrobiny amerykańskiej ironii, klimatu filmu s-f klasy B oraz klasycznego jRPG produkcji zachodniego oddziału Square? Z pewnością coś niekonwencjonalnego. A w przypadku Secret of Evermore - pod niektórymi względami - czegoś w historii gier właściwie niepowtarzalnego.

    Historia SoE zaczyna się dosyć niewinnie. Wykorzystując sprawdzoną mechanikę silnika Secret of Mana (walki w czasie rzeczywistym, menu itp.) producenci skupili się głownie na pozostałych aspektach gry. Powstała doskonała ścieżka dźwiękowa (późniejszego autora muzyki m.in. w Neverwinter Nights czy dwóch ostatnich częściach The Elder Scrolls), charakterystyczna oprawa graficzna i podzielona na cztery okresy część fabularna. Ponad wszystko jednak, twórcom udało się coś jeszcze. Surowy, nieco niepokojący i niecukierkowy klimat świata przedstawionego, właściwie niezmienny skład drużyny i poczucie samotności - wszystko to wywołuje momentami wrażenie uczestnictwa nie w grze, a w interaktywnej powieści. I choć sensem zabawy zdaje się być coś innego, to SoE dzięki takiemu zabiegowi zyskuje coś niezastąpionego - niemal wymuszoną identyfikację z głównym bohaterem historii, tak często zagubioną wśród dziesiątek gier i setek napotykanych postaci.

    Secret of Evermore zbiera skrajne oceny i recenzje - ale z pewnością nie można odmówić mu jednego - jako jedyna w pełni amerykańska produkcja Square tego typu, jest wyjątkowa. I choć odgrzebanie jej po latach może okazać się doskonałym wyborem, to jak pokazuje rzeczywistość, jej odbiór zależy przede wszystkim od ludzkiego gustu.

    Gra wypadła z obiegu detalicznego lata temu - jednak jej kopie nietrudno znaleźć na stronach związanych klasyką gier i emulacją. Ponadto, pojedyncze egzemplarze oryginalnego wydania dostępne są wciąż na niejednym serwisie aukcyjnym.